Czego uczy nas Marszałek Sikorski
Kryzysowa sytuacja, jaką na własne życzenie wywołał marszałek Sikorski w 2014 roku, kolejny raz pokazuje siłę mediów elektronicznych.
Jest też dowodem na to, że nawet lata praktyki we współpracy z dziennikarzami, nie gwarantują unikania błędów, których nie powinien popełnić nawet stażysta.
Skala rażenia sytuacji kryzysowej polityków w relacji z mediami jest zawsze szczególnie duża ze względu na charakter ich pracy. Biznes może jednak wyciągnąć kilka wniosków z lekcji, jaką mieliśmy okazję obserwować.
Syndrom Boga
Bez personalnych wycieczek w kierunku marszałka, trzeba przyznać, że mieliśmy tu do czynienia z “chorobą”, która dotyka pełniących władzę. Również władzę w korporacji. Otoczeni dworem, oderwani od rzeczywistości i niedopuszczający możliwości, że ktoś nie będzie zachwycony ich postawą oraz opinią, szefowie firm są narażeni na śmieszność w kontakcie z mediami w nie mniejszym stopniu, niż znani politycy.
W praktyce przekłada się to na bufonadę. Dlatego zdarza się, że komentarze ważnych menedżerów w informacjach prasowych pisane są niezrozumiałym korpojęzykiem, a podpisy pełnionych funkcji, a jakże, zawsze muszą być z dużej litery. Tymczasem dobry komentarz, musi być prosty, jasny i przejrzysty. Trudne sformułowania trzeba zostawić na wewnętrzne dyskusje z analitykami.
Moc sprawcza
Moc sprawcza to prosta konsekwencja “syndromu Boga” zakładająca, że skoro we własnej firmie można wszystko przeprowadzić zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, w tym również komentować co się chce bez konsekwencji, to ten mechanizm zadziała też w relacji z mediami. Taki błąd widać najczęściej podczas autoryzacji, kiedy cofa się to, co zostało powiedziane. Tymczasem przykład marszałka Sikorskiego, czyli wycofanie się z wcześniejszych deklaracji, unaocznia jak łatwo jest stracić wiarygodność. Dlatego zanim szef zdecyduje się powiedzieć w rozmowie z dziennikarzem, że oczekuje wzrostu o X procent w danym segmencie produktów w efekcie swojej strategii, to lepiej, żeby był przekonany, że podczas autoryzacji nie będzie się z takiej deklaracji wycofywał.
Bo przyjaciela straciłbyś
Omawiana historia jest dla mnie kolejnym dowodem braku zrozumienia tego, co tak naprawdę oznacza posiadanie dobrych relacji z mediami. Nie mam pojęcia na co liczył marszałek podczas swoich dwóch konferencji prasowych. Ewidentnie zapomniał, że dla dziennikarza świętością jest tylko news. Ograniczanie dostępu do informacji poprzez brak odpowiedzi na pytania (lub co gorsze odsyłanie do wywiadu u konkurencji) jest błędem kardynalnym. Również w firmie nie możemy liczyć na to, że dziennikarz nie zada nam niewygodnych pytań, bo przecież znamy się tyle lat! Taki dzień, w którym zaprzyjaźniony redaktor okaże się Brutusem, nadchodzi prędzej czy później. Wtedy trzeba liczyć tylko na profesjonalizm, czyli mieć w rękawie schowanego newsa.
Nadal nie mogę uwierzyć w to, co widziałem podczas konferencji prasowych marszałka Sikorskiego i mam na myśli tylko i wyłącznie warstwę merytoryczną, czyli kuchnię PR. Podczas tych dwóch briefingów zabrakło wszystkiego, łącznie ze zdrowym rozsądkiem. Jak mówi stare przysłowie, pycha kroczy przed upadkiem. W relacjach z mediami, jest to szczególnie widoczne.